niedziela, 6 marca 2016

Niedziela niedziela..i po niedzieli, czyli trochę o moim buldożku

    Jest niedziela. Sobota zleciała w takim tempie, że ja się zastanawiam czy czasem w weekend czas nie leci szybciej? Mój chyba leci... Obiad się robi, kawa stoi obok mnie już trzecia dziś, dzieci się bawią, pies odpoczywa, a ja piszę!
   Czy pisałam już co dostałam od męża na walentynki??? Nie?! Mój mąż spełnił moje marzenie... kupił mi buldożka francuskiego:) Serio...zakochałam się - w mężu bardziej (choć nie wiem czy się da), a psiuni na zabój! Malina, bo tak ma na imię moja suczka to najcudowniejszy pies świata, jest śliczna,jest mądra, jest wesoła...i najwspanialsza! Wiem, że z obiektywizmem u mnie średnio heh, ale kocham tego psa jak własne dzieci i męża, zwariowałam totalnie...rozmawiam z nią nawet ;)
Malinka to takie trzecie dziecko, dbać trzeba o nią szczególnie: myć uszy, przecierać fałdki na mordce, paznokcie- wiadomo. Dietę też ma specjalną, nie ma mowy o resztkach z obiadu- tylko karma, ewentualnie gotowany ryż, kurczak i marchewka, czasem żółtko jajka ugotowane, chudy twaróg i jej słabość to jogurt naturalny ( tak jak mój swoją drogą). Psina jest z nami niecały miesiąc i dopiero poznaje jej obyczaje oraz smaki, ale na pewno jeszcze wspomnę kiedyś o nich... najcudowniejszy pies świata! :)